Wystawa indywidualna czynna od 25 maja 2023 r.
Tekst Marii Wasińskiej- Stelmaszczyk, artystki wizualnej i wieloletniej edukatorki Muzeum Sztuki w Łodzi do wystawy „Oblicza Kobiety”:
„Ja, która żyję, to ja, która ciągle się zmieniam” Virginia Wolf
Z jej obrazów patrzą na nas oczy. To są oczy słonia, ryby, owcy, koziorożca, koguta, Ukrainki, Iranki… Kobiety. Można dostrzec jej spojrzenie spokojne i błękitne jak czyste niebo, które sączy światło gdzieś z wnętrza obrazów.
Artystka zdaje się prowadzić widza i zachęca do odkrywania kolejnych znaczeń, które niosą jej zwierzęco – ludzkie postaci.
Najpierw jest inspiracja: zasłyszane wiadomości, nagłówki z codziennych newsów.
Mówią o losach rzek i lasów, pszczół i całych narodów. Często sączą cierpienie, niedolę, zły los.
To, co filtruje wrażliwość osadza się i domaga przetworzenia. Autorka mówi o przymusie malowania. A raczej wymalowywaniu wszystkich niełatwych poruszeń, które rezonują z obolałą, rozbitą tkanką świata. Szkic malarski powstaje bezpośrednio na płótnie i długo nie jest ostateczny. Artystka transformuje barwy i kształty, poddaje się emocjom, waha się i sprawdza. Jest tu dużo ruchu, nieobleczonego w formę koloru i wrażeń, które stopniowo scalają się, integrują, aż do ostatecznego efektu. Wydaje się, że nie potrafimy odgadnąć plątaniny emocji ukrytych pod widoczną malaturą płócien. Finalnie powstaje statyczna postać, ustawiona centralnie na wprost widza, często okolona nimbem. Taki układ przypomina wizerunek sakralny, ikoniczny. Postać kobieca sięga po symbole pierwotnej siły, którą obserwujemy w przyrodzie, tę która w cyklu życia przynosi odrodzenie. Odziewa się w grube baranie futro, ozdabia głowę mocnymi rogami lub czubem barwnych piór. Artystka nie ukrywa, że jej postaci mają cechy istoty przetransformowanej, nadprzyrodzonej i silnej, wyposażonej w przymioty dobrej bogini.
Obrazy są malarsko dopracowane, artystka poświęca troskliwą uwagę szczegółom. Mówi o swojej medytacyjnej pracy nad gestem, niepozornym jak tkanie na szydełku, a jednak mającego bardzo konkretną funkcję ogrzania, gdy zmieni się w ciepły sweter.
Oglądamy rodzaj nieskończonego autoportretu kobiety, która ma tak wiele oblicz, jak wiele jest miejsc spragnionych sprawiedliwości, równości, wolności i troski. Powstają obrazy- totemy, które mają moc odegnać wojnę, ochronić godność, ugasić pożary i przywrócić czystość rzek. Czasem jednak oblicze kobiety jest puste jak to, które jest hołdem dla Mashy Amini. Wobec tragedii irańskiej dziewczyny i całego narodu, tylko swobodnie powiewające włosy pozostają opowieścią o potrzebie wolności i poszanowania godności.
Nieodłączną formą twórczości Ani jest jej malarski pamiętnik. Codzienna rutyna malowania na papierze służy uchwyceniu najbardziej bieżących doznań. One również podlegają podobnemu procesowi nawarstwiania i zamalowywania. Pozostają jednak abstrakcyjne jako feeria barw, faktur, intensywności. Są zapisem żywej impresji, przeżycia, emocji. Wiążą się z tą potrzebą twórczą, która nie myśli o wymogach formy i każe otwierać kolejne tubki z farbami, mieszać je i nakładać dla osiągnięcia medytacyjnego spokoju.
Połączenie nieustanego rezonowania i harmonii sprawia, że Prace Ani Pacholik są żywe i autentyczne. Ta artystyczna umiejętność odkrywania siebie i świata wkoło przynosi widzowi opowieść o nadziei przetworzonej przez czułą wrażliwość.